piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 3

   Jeszcze nie zaczęło świtać, a Hermiona obudziła się sama z siebie. Już tak miała, że budziła się przed słońcem, więc wypoczęta wyskoczyła z łóżka. Z szafy wyjęła czarne spodnie, top i białą koszulę, oraz krawat w barwach Slytherinu, po czym skierowała się do łazienki. Umyła się, rozczesała włosy, ubrała się zapinając koszulę na trzy dolne guziki i wyszła z łazienki. Spakowała potrzebne książki trzymając się planu, dołożyła jeszcze jedną księgę o eliksirach, schowała różdżkę do futerału na udzie i zarzucając szatę, wyszła z sypialni. W drodze zawiązała niedbale krawat i skierowała się do Wieży Zachodniej, by poczytać w Sowiarni. Tam, usiadła na parapecie i zatopiła się w lekturze. Co pewien czas zerkała na słońce, nie chcąc spóźnić się na śniadanie i przed 8 schowała książkę do torby i zniknęła za drzwiami. Wślizgnęła się jak cień do Wielkiej Sali i usiadła na 'swoim' miejscu, chowając się w mroku. Nie wstydziła się, ani nie bała ale nie lubiła być w centrum uwagi. Wolała obserwować wszystko z boku, odnajdywać ludzkie słabości i potem się mścić za przykrości. Wiedziała, że może to zrobić jedną myślą, poleceniem i oni zwijali by się z bólu ale była bardziej kreatywna. Lubiła wielopoziomowe plany, które krok po kroku niszczyły człowieka. Takie, które mogła w każdej chwili przerwać lub coś zmienić. Jej rozmyślania przerwała smukła postać Theordora, która wślizgnęła się na miejsce obok niej.
- Cześć mała. - mruknął półprzytomny.
- Oberwałbyś za tą małą, ale zbyt żałośnie wyglądasz żeby cię jeszcze dobijać. - wysyczała kąśliwie dziewczyna, za co otrzymała łokieć w żebra.
- Co mamy pierwsze? -spytał, doprowadzając się do porządku.
- Transmutację.
- Jakoś nie lubię tej starej krowy. - powiedział poważnie, patrząć na nauczycielkę.
- Ja też, ale jeśli się nie pospieszysz, spóźnimy się na pierwszą lekcję i będziemy mięli katusze do końca roku. - ponagliła go dziewczyna i po 5 minutach wyszli z sali, kierując się do klasy Transmutacji.
Tam stanęli pod drzwiami, razem z innymi czekając na nauczycielkę. Oboje pogrążyli się w rozmyślaniach i panowała między nimi cisza, która nie była niezręczna. Oboje nie lubili zbyt dużo mówić, a rozmowa o niczym była bez sensu. Tak więc Hermiona zatopiła się w cudzych myślach, by wysłuchiwać obelgi pod swoim adresem. Zanotowała w głowie osoby, które najbardziej ją obrażały, by uwzględnić je w kolejnych planach, ale nagle straciła cierpliwość. Jedna z dziewczyn, przechodzących korytarzem, z 6 roku, przesadziła. Obrażała ją jawnie od początku i tym razem Hermiona nie wytrzymała. 'Chcę zadać jej ból' - pomyślała intensywnie i tak jak zwykle poczuła moc. Nagle dziewczyna upadłą na kolana, wrzeszcząc z bólu, a młoda Ślizgonka uśmiechnęła się pod nosem. Zaczęli się zbiegać uczniowie, ktoś zawołał nauczycieli, a gdy ci przybyli, dziewczyna po prostu leżała na ziemi. Profesor McGonagall podeszła do leżącej i coś mówiła ale nikt nie wiedział co, a ta nie reagowała. W końcu nauczycielka odwróciła się do przyjaciół poszkodowanej i kazała im przenieść ją do Skrzydła Szpitalnego. Rozejrzała się po uczniach, a gdy zatrzymała wzrok na Hermionie, ta poczuła delikatny nacisk na umysł. Czytała o tym, była to Legilimencja, ale nigdy nie miała okazji przetestować tego w praktyce. Zamknęła umysł, po czym, zgodnie ze wskazówkami, podsunęła kobiecie fałszywe uczucia. Kosztowało ją to sporo wysiłku i nie była pewna czy wszystko się uda, ale po paru minutach nauczycielka zaprzestała ataku i zaprosiła ich do sali. Pomieszczenie było długie, z dwoma rzędami ławek, ustawionych pod przeciwległymi ścianami, przodem do biurka nauczycielki, które stało na środku, przed wejściem. Minewra kazała im zająć miejsca, więc Hermiona i Theo błyskawicznie wślizgnęli się na ostatnią ławkę, stojącą w cieniu. Kobieta zaczęła mówić o transmutacji ogólnie ale ciemnowłosa jej nie słuchała, jako że wszystko miała w głowie. Te podstawy były dla niej śmieszne, większość zaklęć używała już bezróżdżkowo, a tych trudniejszych jeszcze nie próbowała. Zaklęcie, które dzisiaj przerabiali - Wingardium Leviosa, było jednym z pierwszych w jej pierwszej księdze zaklęć. Pogrążyła się  więc w rozmyślaniach aż nagle usłyszała fragment wypowiedzi kobiety : 
- Transmutowanie przedmiotów w żywe stworzenia nauczane jest na szóstym roku, więc niestety musi pan jeszcze poczekać, panie Malfoy. W tym wieku nikt z was tego nie zrobi, a już na pewno nie na pierwszej lekcji.
- Ta jasne, a w tej bajce były smoki.- mruknęła dziewczyna do Theodora, ale na jej nieszczęście, profesor to usłyszała.
- Widzę, że panna Granger umie już te wszystkie zaklęcia. - zaczęła surowo, a w sali zapadła cisza. - Wobec tego, proszę panno Granger, niech pani przemieni ten kałamarz w dowolne zwierzę. Jeśli się to pani nie uda, Slytherin straci 600 punktów.
- A jak mi się uda? - spytała śmiało dziewczyna, wysuwając się z gracją z ławki.
- To niemożliwe, niemniej jednak, jeśli się pani uda, Slytherin zyska owe 600 punktów. - powiedziała lodowato kobieta.
Na te słowa dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła do biurka nauczycielki. Nigdy nie używała tego zaklęcia, ale miała nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Chciała utrzeć nosa tej zarozumiałej kobiecie, która strasznie nienawidziła jej domu. Chciała jej udowodnić, że Ślizgoni są najlepsi. Wyciągnęła czarną różdżkę z pokrowca i skierowała ją na kałamarz. Zamknęła oczy, wizualizując odpowiednie zwierzę i przypomniała sobie wszystko o tym zaklęciu.
- Immutare Animal. - mruknęła cicho, lecz przez ciszę w sali, wszyscy to usłyszeli.
Z jej różdżki wystrzelił karminowy promień i uderzył w kałamarz, a gdy światło zniknęło, nauczycielka odskoczyła od biurka. Na meblu leżał duży, ciemnozielony wąż w paski i patrzył na salę niebieskimi oczami. Wysunął język i syknął, a uczniowie z pierwszych ławek automatycznie się odchylili. Hermiona, nic sobie nie robiąc z reakcji innych, pogłaskała go po ciepłym ciele, a ten zasyczał jeszcze głośniej.
- Panno Granger, co to jest?! - krzyknęła McGonagall, a stworzenie odwróciło się w jej stronę gwałtownie.
- Wąż, nie widać? - spytała bezczelnie. - Chciała pani żywe zwierzę, to pani dostała żywe zwierzę.
Kobieta wzięła głęboki wdech, lecz nic nie powiedziała i wyszła gwałtownie z pomieszczenia. Ciemnowłosa wzruszyła ramionami i wróciła do głaskania węża.
- Jak chcecie to możecie też go dotknąć, nic wam nie zrobi. - mruknęła w stronę zszokowanych uczniów, a po chwili stali obok niej Ślizgoni.
- Ugryzie mnie? - spytał Harry, wyciągając niepewnie rękę.
- Już mówiłam, że nie. - odpowiedziała znudzona dziewczyna i zwróciła się do stworzenie mową węży.
- Oni są przyjaźni, nie są zagrożeniem.
- Czuję. Nie zrobię im krzywdy. - odpowiedział w ten sam sposób, a wtedy czarnowłosy położył dłoń na jego ciele.
W tym samym momencie drgnął zaskoczony, ale nie zabrał ręki.
- On jest ciepły i suchy. - wyszeptał zszokowany.
- No brawo geniuszu, sama bym na to nie wpadła. - sarknęła kąśliwie Ślizgonka ale również pogłaskała gada.
Już po chwili inni również się przełamali i delikatnie muskali jego łuski, co chwilę coś do siebie szepcząc. W tym czasie Hermiona nazwała węża Hyperion, na co ten potrząsnął ogonem. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i wpadł przez nie Mistrz Eliksirów i roztrzęsiona Minewra.
- Co tu się dzieje? - wysyczał wściekły Snape, a uczniowie wzdrygnęli się mimowolnie.
- Nic panie profesorze, wykonałam tylko polecenie. - odpowiedziała niedbale dziewczyna, odsłaniając gada.
Mężczyzna wciągnął głęboko powietrze, ale podszedł do biurka.
- Dokładniej Granger. - warknął, stając przed wężem.
- Profesor McGonagall powiedziała, że mam przemienić kałamarz w dowolne żywe stworzenie. Wybrałam węża, w końcu jestem Ślizgonką. - wyjaśniła spokojnie i wzruszyła ramionami.
- Mam rozumieć, że na PIERWSZEJ LEKCJI przetransmutowałaś rzecz w zwierzę? - spytał z niedowierzaniem, doskonale ukrytym pod maską.
- No przecież mówię. - zniecierpliwiła się dziewczyna. - Na dodatek liczę na 600 punktów dla Sytherinu, w końcu tak miało być. - dodała w stronę nauczycielki, na co ta zmrużyła gniewnie oczy.
- Oczywiście twój dom zyskuje te punkty. - odpowiedziała z wyraźną niechęcią.
Na te słowa Ślizgoni ryknęli z radością i zaczęli znacznie przychylniej patrzeć na Hermionę. Snape odwrócił się przodem do klasy i wzruszył ramionami.
- Nie widzę problemu Minewro. Masz jedną wyjątkowo zakochaną w książkach uczennicę, to wszystko. - powiedział zimno i opuścił salę.
Po jego odejściu lekcja toczyła się na nowo, Slytherin zyskał jeszcze 40 punktów za zaklęcie Wingardium Leviosa, Gryffindor aż 50, jako że ich opiekunka nie mogła znieść zwycięstwa Ślizgonki i wszyscy opuścili salę. Hermiona szła przez korytarz, z Theodorem u boku, a plotki szybko okrążały szkołę. Była pewna, że już na obiedzie wszyscy będą wiedzieli co zrobiła na Transmutacji i teraz zaczęła trochę żałować. Nie lubiła gdy o niej mówiono, była na to zbyt inna. Nott jednak nic nie mówił, tylko ocierał się lekko o jej rękę, co mimowolnie ją rozluźniło. Kierowali się do lochów, na Eliksiry, a dziewczynę zaczęło roznosić. Liczyła na interesujące lekcje, jako, że ich nauczycielem był sam Severus Snape. Wiedziała, że i tak będzie się nudzić, jako, że eliksiry były jej największą pasją, ale miała nadzieję, że dowie się czegoś nowego...
- Wejść i siadać. - warknął lodowato Mistrz Eliksirów, gdy drzwi otworzyły się z hukiem.
Wszyscy posłusznie wślizgnęli się do mrocznej sali, a Hermionę lekko zatkało. Całe ściany zastawione były składnikami i kociołkami, a w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach mieszanki różnych substancji. Gdy wszyscy usiedli mężczyzna stanął przed biurkiem i popatrzył na nich czarnymi oczami.
- Jesteście tutaj, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów – zaczął. Mówił prawie szeptem, ale słyszeli każde słowo; Snape, podobnie jak profesor McGonagall, potrafił utrzymywać w klasie ciszę bez podnoszenia głosu.
- Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać.*
Gdy wymieniał kolejne cechy, Hermiona szeptała pod nosem ich nazwy, zafascynowana sposobem mówienia Severusa. Wiedziała, że większość z nich nigdy nie będzie w stanie uwarzyć nawet eliksiru chwały - Iusglori . Ona jednak uwarzyła większość z nich w zaciszu piwnic w sierocińcu, mimo, że warunki nie były idealne. Była świadoma, że dostanie wizerunek kujona, ale ona po prostu wiedziała, kochała czytać, a księgi z biblioteki jej taty były interesujące. Nagle poczuła, że ktoś nad nią stoi i leniwie podniosła głowę. Jej oczy natrafiły na czarne, hipnotyzujące tęczówki, a dopiero po chwili zarejestrowała, że Snape coś do niej mówi.
- Mógłby pan powtórzyć?  - spytała chłodno.
- Nie. - odpowiedział lodowato, powstrzymując się od warczenia.
Ta dziewucha pozwalała sobie na stanowczo za dużo. Mimo wszystko  miał wrażenie, że gdzieś już widział te oczy i gdzieś słyszał ten ton. Jednak mimo wielu prób nie potrafił dopasować ich do tych znajomych.
- Sprawę uważam więc za zamkniętą. Skoro nie znam pytanie, nie udzielę na nie odpowiedzi. - odparowała lekko, ale jej oczy pozostały obojętne.
Severus po raz kolejny poczuł chęć mordu. A jeśli nie mordu to przynajmniej tortur. Pierwszy raz spotkał się z taką bezczelnością, ale musiał przyznać, że odrobinę mu to imponowało. Zazwyczaj uczniowie od pierwszego roku wzwyż przynajmniej trochę się go bali. A ona miała najwyżej 11 lat i spokojnie, obojętnie mu pyskowała. Najlepsze  było to, że miała rację...
- Spytałem, który z podanych na tablicy składników jest najbardziej podstawowy w tworzeniu eliksirów. - wywarczał przez zaciśnięte zęby, powstrzymując się od krzyczenia.
Hermiona rzuciła okiem na tablicę i nawet się nie zawahała.
- Korzeń asfodelusa.
Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie ale skinął głową i mruknął :
- 10 punktów dla Slytherinu. Panie Weasley, proszę powtórzyć. - nakazał nagle, nawet się nie odwracając.
Rudy chłopak, który właśnie naśmiewał się z  nauczyciela, zamarł w bezruchu i zacisnął pięści by nie zacząć drżeć. Młoda Ślizgonka podejrzewała, że nie ma najmniejszego pojęcia co się dzieje, a z jego krzyczących myśli wyczytała iż jest przerażony. Skrzywiła się z niesmakiem, bo Snape był ponury i złośliwy ale powinno się go szanować, a nie bać. Pokręciła głową i spojrzała kątem oka na ławkę rudzielca. Delikatnie machnęła dłonią, a krzesło wywróciło się z hukiem, pociągając przestraszonego chłopaka ze sobą. Ślizgoni zaczęli dusić się ze śmiechu, a Gryfoni rzucali chłopakowi pełne wyrzutu spojrzenia.
- Widzę, że gracja pana Weasley'a przerosła jego samego. Gryffindor traci przez pana niezdarność 20 punktów i jeszcze 15 za brak odpowiedzi i nie słuchanie na lekcji. Macie tydzień na napisanie eseju na 3 stopy, na temat właściwości i historii korzenia asfodelusa. Na wasze szczęście, panna Granger odpowiedziała dobrze, bo gdyby się pomyliła, pisalibyście o wszystkich wypisanych na tablicy składnikach. A teraz skupić się i słuchać uważnie.
Przez resztę lekcji opisywał naczynia i inne przydatne rzeczy, a także pracę na jego lekcjach. Był surowym i niesprawiedliwym nauczycielem ale znał się na eliksirach i widać było, że nawet mówienie o nich, sprawia mu przyjemność. Nim się obejrzała, zaczęła się przerwa na lunch ale Hermiona usiadła na parapecie w Sowiarni i zapatrzyła się w krajobraz. Polubiła  tą szkołę, tak samo jak Dom Węża oraz Theodora. Miała nadzieję na dłuższą znajomość z nim, jako, że był bystry i nie oczekiwał od niej wyznań. Chyba po raz pierwszy w życiu poczuła, że ma swoje miejsce na świecie, że są tacy jak ona. Mimo chłodnego usposobienia i maski obojętności, nie była z kamienia, też miała serce, choć skrzętnie je chowała i przyrzekła sobie, iż nigdy nie odda go innej osobie. Było jej dobrze samej, całe życie przeżyła sama, a samotność przestała być wrogiem. Teraz szukała jedynie swych korzeni, swego dziedzictwa, o którym tyle razy wspominał jej ojciec. Chciała świadomości, że  ma rodzinę, że na świecie byli podobni do niej. Nie miała w zwyczaju sentymentalnych rozmyślań, ale idąc przez korytarze, mimowolnie wyłapywała skrawki rozmów o czarodziejskich rodach, czy zwykłych przechwałek o swoich rodzicach, coś kuło ją w sercu. Ona nigdy nie miała prawdziwych rodziców, nigdy nikt jej nie przytulił, nikt nie powiedział, że jest z niej dumny... Chciała być silna, nie ulegać słabościom serca, ale czasami to wszystko ją przytłaczało. Ponieważ, mimo wszystko była człowiekiem, a każdy człowiek ma serce i uczucia, tylko czasem gubi je w nieustannym wyścigu. Z ponurych i dość sentymentalnych rozmyślań, wyrwał ją łopot skrzydeł, a chwilę później do Sowiarni wleciało parę sów. Dopiero wtedy zorientowała się, że spóźniła się na Numerologię, ale zamiast poderwać się i pobiec do sali, Hermiona oparła głowę o okno i zamknęła oczy. Pozwoliła godzinom płynąć, a myślom błądzić bez celu i nim się obejrzała słońce chowało się w zielonkawej wodzie jeziora. Gdy tylko to zarejestrowała, zerwała się z miejsca i rzuciła w kierunku lochów. Nagle nią szarpnęło i z trudem zachowała równowagę, ale jej torba upadła pod nogi stojącej przed nią osoby.
- Witam panno Granger, liczyłam, że panią spotkam. - powiedziała lodowatym głosem McGonagall, a dziewczyna szybko nałożyła maskę. - Jako, że opuściła pani popołudniowe zajęcia, i to pierwszego dnia, postanowiłam dać pani szlaban, który mam nadzieję, oduczy pani podobnych zachowań. Teraz odda mi pani różdżkę i pójdzie do domku gajowego Hagrida, który poinstruuje panią, co ma pani znaleźć w Zakazanym Lesie. Powodzenia. - wyjaśniła zimno kobieta, szybko zabrała osłupiałej dziewczynie różdżkę i popchnęła ją w stronę wyjścia.
Hermiona szła jakby w transie, cały czas nie mogąc uwierzyć, jak szybko zdobyła nienawiść Opiekunki Gryffindoru. Wiedziała, że nie mogła ona dać takiego szlabanu bez konsultacji z dyrektorem, ale podejrzewała, iż chęć utarcia jej nosa okazała się silniejsza. Przyspieszyła kroku, by jak najszybciej wrócić, ale przyrzekła sobie odpłacić się wrednej pani profesor pięknym za nadobne. Kolejne wydarzenia przysłoniła jej wizja zemsty, więc była lekko zdziwiona gdy zamiast błoni znalazła się między mrocznymi drzewami. Szybko przypomniała sobie co miała znaleźć i zdecydowanie zagłębiła się w las. Po godzinie chodzenia, wreszcie odnalazła to czego szukała, lecz nim dotarła do kwiatu usłyszała miękkie kroki i ciche warczenie. Zaalarmowana odwróciła się w stronę odgłosów, by zdążyć zobaczyć wielką, skaczącą na nią bestię. Ostatkiem świadomości zarejestrowała szaro - kremowe futro i bladobłękitne oczy, a potem był tylko ból, krew i przeciągłe wycie.

_________________________________________________________________________________

Rozdział wyjątkowo krótki, i dodany po 3 tygodniach ale jak już wspominałam, lekko nie wyrabiam. Jestem teraz w trasie i dostęp do internetu mam znacznie ograniczony, lecz staram się jak mogę, by mieścić się w ramach przyzwoitości z dodawaniem notek. Mam nadzieję, że teraz pójdzie mi łatwiej, ale od niedawna mam świeżą wizję na kolejne rozdziały, więc postaram się coś naskrobać.
Całuję
Kath<3

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 2

Siedmioletnia dziewczynka siedziała w lodziarni, na Pokątnej i zawzięcie szkicowała. Kolejny rysunek do kolekcji... Przed nią stał mrożony jogurt, a długie, prawie czarne włosy miała spięte w niedbałego koka. W końcu skończyła szkic i schowała go do dużego zeszytu. Potem dopiła jogurt i podniosła się z krzesła zostawiając zapłatę na stoliku. Pewnym krokiem skierowała się do Esów i Floresów, a gdy tylko weszła owionął ją zapach pergaminu i jakiś spokój. Jak zahipnotyzowana udała się do działu z księgami o eliksirach i zaczęła szukać czegoś interesującego. W końcu trafiła na zgniłozieloną księgę z interesującym tytułem : 'Trucizny sprzed wieków'. Zadowolona odłożyła wolumin na wolną półkę i poszła szukać dalej. Z księgarni wyszła po 2 godzinach obładowana 4 księgami, ale zadowolona. Szybko skręciła w wolną uliczkę i za pomocą magii bezróżdżkowej, zmniejszyła wielkie tomy do wielkości zeszytów. Z maską obojętności ruszyła do Banku Gringotta gdy nagle poczuła szarpnięcie i chłód chodnika na plecach. Zdezorientowana otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą szczupłego, czarnowłosego chłopaka. Był mniej więcej w jej wieku i miał niesamowite, czarne oczy. Gdy tylko zobaczył na kim wylądował podniósł się z niej i podał jej rękę. Zdziwiona jego zachowaniem skorzystała z pomocy i otrzepała się z kurzu.
- ...aszam. - usłyszała.
Spojrzała na niego bez zrozumienia i dopiero po chwili dotarło do niej, że ją przeprosił.
- Mógłbyś uważać następnym razem - odpowiedziała mu zimno, a ten się zmieszał. 
Był wysoki i szczupły, a czarne, proste włosy opadały na jego bladą twarz. Z postawy wywnioskowała małomówność i skrytość ale i jakąś tajemniczość.
- Nic nie obiecuję. - powiedział kąśliwie, trochę głośniej. - Theodor Nott. - przedstawił się patrząc na nią przenikliwie.
- Hermiona. - odpowiedziała krótko, z lekkim uśmiechem. - No cóż Theodorze, mam nadzieję, że następnym razem nie wpadniesz na żadną starą chimerę. - powiedziała na pożegnanie i szybkim krokiem doszła do Banku.
 Tam zwyczajowo zostawiła list, wzięła parę ksiąg, trochę pieniędzy i odpowiedź taty i wróciła na Pokątną. Tak mijały jej całe lata. Z każdym listem co raz bardziej poznawała swojego ojca, tak samo jak on ją. Sama też się uczyła, chętnie i bez problemu, a księgi ze skrytki pełne były potężnych, czarnomagicznych zaklęć, jak i innych dziedzin magii. W sumie żyło się jej dobrze, o wiele lepiej niż wcześniej ale dalej była zimna i władcza. Opanowała swoje zdolności, i teraz już nikt nie przychodził do niej na ostatnie piętro. Wszyscy uznali je za przeklęte, a ją za chorą psychicznie. Mieszkała w pokoiku sama... z Serpentem. Był to jej osobisty wąż. Nieduży lecz bardzo jadowity, o czarno - granatowych łuskach z dwoma złotymi plamkami przy łbie. Znalazła go w Londynie, w parku i postanowiła zatrzymać. W końcu nie była sama... Musiała wytrzymać jeszcze prawie 5 lat aż pójdzie do Hogwartu ale nie martwiła się. Mogła żyć w ten sposób. Najbardziej czekała na wybór różdżki, bo odwzorowywała ona charakter czarodzieja i jego potencjał. Wiedziała jedynie, że różdżka jej ojca wykonana była z cisu, a jej rdzeń z pióra feniksa. Uśmiechnęła się do siebie i wyjęła stare rysunki. Znalazła je pewnego dnia za obluzowaną deską w podłodze i od razu zauważyła podobieństwo jej rysunków do ty starych. Napisała wtedy do taty i okazało się, że to były jego szkice. Teraz trzymała je zawsze blisko siebie, bo dzięki nim czuła więź ze swoim ojcem. Rysował podobnie do niej, wypisywał swoje myśli ale nigdy się nie podpisywał. Już dawno zrezygnowała z szukania swojego prawdziwego nazwiska uznając, że ona zna prawdę i nic więcej jej nie trzeba. Pracownice sierocińca, wzorem książki "Oliver Twist", nadawały dzieciom bez nazwisk nazwiska wymyślone. Jej przypadło nazwisko Granger, ale nie podobało się jej ono. Nie pasowało do jej osobowości.  Jednak uznała, że nie będzie marnować energii na szarych ludzi, którzy nie mają żadnego znaczenia i zaakceptowała to. Mimo tego nienawidziła tego miejsca najbardziej na świecie.

                                                                       *

Prawie dwunastoletnia Hermiona szła pewnym krokiem do "Różdżek Ollivandera", bo wszystko inne już załatwiła. Była podekscytowana ale jak zwykle włożyła maskę obojętności i nie pokazywała emocji. Gdy weszła najpierw zarejestrowała trzy osoby i samego sprzedawcę. Ollivander już ją znał bo często do niego przychodziła, by dowiedzieć się czegoś więcej. Ze zdziwieniem poznała platynowłosego chłopca i jego ojca, obok którego stał jeszcze czarnowłosy chłopak, z rozczochraną fryzurą. Jasnowłosy trzymał już różdżkę, a gdy dziewczyna zajrzała do jego myśli dowiedziała się, że to głóg, ma 10 cali i włos z ogona jednorożca. Zaśmiała się w duchu, ten chłopak będzie niezłym ziółkiem w przyszłości. Nagle z różdżki trzymanej przez drugiego chłopaka wyleciały czerwone iskry. Zmrużyła oczy i też zbadała jego umysł. Ostrokrzew, 11 cali i... pióro feniksa?! Takiego samego co jej ojca... Wzruszyła ramionami i wyszła z cienia, by inni ją zauważyli.
- Ach Hermiono, wreszcie przyszłaś po różdżkę. - zaśmiał się właściciel i odwrócił do półek. 
Dziewczyna przytaknęła mu lekko i odłożyła torbę na szafkę, podchodząc do grupki. Zauważyła, że nowy chłopak miał bardzo zielone oczy i okulary ale wydawał się dość sympatyczny. 
- Jestem Harry Potter. - przedstawił się radośnie, a brunetka prychnęła nad jego beztroską.
- Wiem. Ty to Dracon Malfoy, a pan to Lucjusz Malfoy. - powiedziała lodowato i zaśmiała się kpiąco na widok ich min.
Już mięli coś odpowiedzieć, gdy wrócił Ollivander z kilkoma pudełkami.
- No moja droga, czas na próbowanie. - zaśmiał się odstawiając wszystko na biurko. - A panowie już mogą wyjść. - zwrócił się do czarodziejów, którzy natychmiast się ulotnili.
- Czarny orzech i kieł widłowęża, 12 i ćwierć cala. - powiedział podając jej ładną, delikatnie zdobioną różdżkę.
Hermiona machnęła nią delikatnie, a krzesło przewróciło się gwałtownie.
- Nie! To nie ta. -krzyknął mężczyzna i podał jej kolejną.
Próbowała już 20 minut, a jeszcze żadna nie okazała się dobra. Wszystkimi robiła tylko bałagan, a czasami i wielkie szkody. Była już zupełnie zrezygnowana, a mężczyzna był zrozpaczony. Już dawno nie miał tak wymagającej klientki... W końcu postanowił sięgnąć do ostateczności. Z głębi sklepu przyniósł czarne pudełko. Różdżkę, która nikogo nie chciała.
- Proszę, spróbuj tej. - powiedział cicho, otwierając pudełko.
Oczom dziewczynki ukazała się czarna, pięknie zdobiona różdżka, z małym wężem owiniętym wokół rączki i delikatnym grawerunkiem wzdłuż całej długości. Przekrzywiła głowę starając się odczytać sentencję.

"Nienawidzą, ponieważ nie rozumieją"

Przetłumaczyła z łaciny i już całkiem zainteresowania wzięła różdżkę do ręki. Poczuła falę ciepła przetaczającą się przez jej ciało, moc płynącą w jej żyłach i tę potęgę zamkniętą w różdżce. Machnęła nią delikatnie, a  czubka spłynęła czarna mgła, która uformowała się w niedużego ptaka. Już wiedziała, to była TA różdżka. Spojrzała na Ollivandera, który patrzył na nią w szoku i uniosła brwi.
- Niesamowite... - wyszeptał do siebie. - Tą różdżkę wykonano prawie 300 lat temu i od tamtego czasu nikogo nie wybrała. Była wyjątkowo trudna do wykonania, połączenie rdzenia z drewnem wydawało się niewykonalne, a jej moc trudna do zrozumienia. Ma 14 cali, wykonana jest z cisu, a rdzeń to włos testrala. Wyjątkowo sztywna, nie będzie się słuchała nikogo oprócz ciebie. Radziłbym by nikt jej nie dotykał, to się może dla niego źle skończyć.
- Czemu ta różdżka jest taka niesamowita? spytała, bezbłędnie wyłapując niedopowiedziane zdania.
- Widzisz, jest ona bardzo mocno związana ze śmiercią. I cis, i testral są z nią mocno związane, a w połączeniu dają różdżkę idealną do Czarnej Magii i zabijania. Jest ona  też idealna do potężnych zaklęć, a ty osiągniesz z nią coś wielkiego. - zakończył. - A teraz idź już. - dodał i zniknął za regałami.
Hermiona wzruszyła ramionami i wyszła ze sklepu, zarzucając torbę na ramię. Chwilę postała na chodniku, po czym znów skierowała się do Madame Malkin. Tam kupiła pokrowiec na różdżkę, zapinany na udzie, by nie chować jej do kieszeni. W końcu, pod sam wieczór skierowała się do Banku, by odczytać odpowiedź i wziąć pieniądze na 10 miesięcy. Gdy już znalazła się w skrytce odłożyła wszystkie przeczytane książki na miejsce, schowała te, które miała wziąć i podeszła do listu. Ze zdziwieniem zarejestrowała, że nie pisał tego jej ojciec. Pismo było eleganckie, lekko pochyłe i długie ale inne od jej taty. Wzruszyła ramionami, schowała pergamin do torby i wyszła z Banku. Do sierocińca wróciła gdy księżyc już świecił. Spakowała ostatnie rzeczy do kufra, przygotowała torbę podręczną i przy lampce wzięła się za dziwny list.

"Młoda,
Jak już się pewnie zorientowałaś, nie jestem twoim ojcem. Nie wiem nawet jak masz na imię, ani ile masz lat. Podejrzewam, że ok.10. Twój tata poszedł na chwilę, a mi w końcu udało się przebić przez zabezpieczenia i napisać co ciebie. Od razu zaznaczam, że nie jestem wrogiem, wręcz przeciwnie - przyjacielem twego ojca. Chciałbym w tym liście trochę przybliżyć co twoją matkę. Poznali się z twoim ojcem przez przypadek, na Pokątnej. Nienawidzili się przez pierwsze miesiące, a gdy okazało się, że będą na jednym roku, bo twoja matka się przenosi byli zrozpaczeni. Zaczęły się wtedy kłótnie, wyzwiska i szlabany, które mimo wszystko zbliżały ich do siebie. Gdy ukończyli Hogwart byli już zakochani, ale nigdy nie wzięli ślubu. Rok później, twoja matka zaszła w ciążę, ale jednocześnie zachorowała. Była to ciężka choroba, która powoli wyniszczała jej organizm. Magomedycy dawali jej 3 miesiące życia, ale ona koniecznie chciała cię urodzić. Cudem dożyła porodu ale ten wysiłek okazał się zbyt wielki i zmarła chwilę po tym , jak przyszłaś na świat. Nie chcę jednak byś się o to obwiniała, bo podarowałaś swojej mamie dodatkowe 5 miesięcy życia. Oboje wykorzystali je najbardziej jak się dało, a gdy ona odeszła, twój tata musiał cię oddać. Nie zdradzę ci dlaczego, bo tego dowiesz się sama, kiedyś. Mam nadzieję, że rozjaśniłem trochę tą historię i mam nadzieję, że kiedyś się wam ułoży.
Opiekun"

 Wzruszona zamknęła oczy i przytuliła list do piersi. Potem, gdy już trochę się opanowała schowała go do kufra i ustawiając budzik na 7.00, poszła spać. Obudziła się chwilę przed alarmem, wyłączyła zegar i wyskoczyła z łóżka. Szybko założyła czarne spodnie, brązową koszulę i czarne buty, związała włosy w niedbały kok na karku, włożyła różdżkę do futerału i zmniejszyła kufer do wielkości kosmetyczki. Schowała go do torby, nakreśliła parę zdań na kartce, przyczepiła ją do drzwi i szybko wymknęła się oknem. Radośnie przemierzała ulice, kierując się do małej piekarni niedaleko. Tam kupiła bułkę, picie i skierowała się do parku by w spokoju zjeść śniadanie i odetchnąć. Na stacji musiała utrzymać maskę, tak na wszelki wypadek więc teraz potrzebowała uspokojenia. Po 10 zebrała się z ławki i szybkim krokiem ruszyła na stację King's Cross, na peron 9 3/4. Tam, z kamienną twarzą przeszła przez barierkę i znalazła się wśród czarodziejów. Przemknęła za wszystkimi na tyły i spokojnie oparła się o kolumnę, czekając na pociąg. Nagle coś nią szarpnęło, uderzyła się w głowę i wylądowała na czymś ciepłym. Otworzyła oczy, natrafiając na zmieszane spojrzenie czarnych tęczówek.
- Witaj Theodorze, miło, że tym razem jestem na górze. - przywitała się z kamienną twarzą, a chłopak uśmiechnął się do niej nieśmiało.
- Też się cieszę, że cię widzę. - wymamrotał unosząc się na łokciach.
Hermiona podniosła się zwinnie i wyciągnęła do niego rękę. Gdy już się podnieśli przyjrzał się jej dokładnie.
- A gdzie twoi rodzice?- spytał autentycznie zdziwiony, a dziewczyna automatycznie się spięła.
- Nie twój interes. - warknęła lodowato i zniknęła w tłumie.
Około 10.30 na stację przyjechał duży, czerwony pociąg, a wszyscy jak na komendę ruszyli w jego stronę. Niektórzy, szczególnie ci młodsi zostali by pożegnać się z rodzicami, a Hermiona z ciężkim sercem patrzyła na te szczęśliwe rodziny. Tuż obok niej stali Malfoy'owie, z Harrym i też się ciepło żegnali. Stali jednak w cieniu, by nikt ich nie zobaczył. Dziewczynka zacisnęła zęby i ruszyła do pociągu, ignorując innych. Usiadła w pustym przedziale i szybko powiększyła kufer, by nikt się nie zorientował. Wyjęła z torby książkę i zatopiła się w lekturze. Nagle drzwi otworzyły się i wsunęła się przez nie wysoka, ciemna postać.
- Mogę się przysiąść? - spytał młody Nott, patrząc na nią spod czarnej grzywki.
Brunetka skrzywiła się w udawanej niechęci ale skinęła głową.
- A mam jakieś inne wyjście? - spytała ironicznie uśmiechając się do niego delikatnie.
- Raczej nie. - stwierdził z rozbrajającą szczerością siadając na fotelu.
Sam też wyjął książkę i przez godzinę jechali w milczeniu aż w końcu Hermiona skończyła czytać. Znudzona spojrzała na towarzysza i postanowiła przerwać ciszę.
- Będziemy tak siedzieć? - spytała, bo nic innego nie przyszło jej do głowy.
- To ty tak postanowiłaś. - zauważył, chowając książkę.
Brunetka zaśmiała się cicho, a po chwili byli już pogrążeni w rozmowie, bo mimo trudnego startu mięli wiele tematów do rozmów. Przegadali całą jazdę, a dziewczyna prawie zapomniała, że jest sama... Okazało się, że Theodor to bardzo bystry i piekielnie inteligentny chłopak, który jednak nie lubi być w centrum uwagi. Mimo wszystko był czystej krwi, nie zaakceptuje jej w Hogwarcie, przez jej mugolskie nazwisko. Teraz jednak mogła cieszyć się rozmową i zapomnieć o rzeczywistości. Podróż minęła im bardzo szybko i nim się obejrzeli siedzieli już w łódce i płynęli do wielkiego, pięknego zamku. Mimo, że wiedziała czego się spodziewać, Hogwart zrobił na Hermionie wielkie wrażenie ale tradycyjnie ukryła to pod maską. Gdy weszli do wielkiego korytarza, natychmiast poczuła przypływa magii, a Serpent na jej przedramieniu zasyczał cicho. Delikatnie musnęła go palcami i z kamienną twarzą ustawiła się przy ścianie, czekając na przydział. Pogrążona w myślach, usłyszała nagle fragment rozmowy rudzielca i jakiegoś nieśmiałego chłopaka : 
- Fred i George mówili, że to bolesne... - powiedział ze strachem rudzielec, a Theodor obok niej zaśmiał się cicho.
- Mój brat opowiadał mi o Weasley'ach. - wyjaśnił. - Są biedni ale bliźniacy mają niesamowite poczucie humoru, więc myślę, że się dogadamy. Tylko, że to Gryfiaki. - dodał z boleścią.
Hermiona tylko się uśmiechnęła i odwinęła trochę rękaw szaty. Mały wąż machał niespokojnie ogonem i co rusz wyciągał język. Byli tu pierwszy raz, więc nie dziwiła się, że poznaje okolicę. Bo teoretycznie do Hogwartu można wziąć kota, żabę, szczura lub sowę ale ona swoim zwyczajem nagięła lekko zasady. Nie potrzebowała sowy, bo i tak nie miała z kim pisać, a wąż jej w zupełności wystarczał. W końcu profesor McGnoagal podeszła do Tiary i zaczęła wymawiać kolejne nazwiska, a uczniowie podchodzili do małego stołeczka. W końcu usłyszała : 
- Granger Hermiona!
Nie zważając na zdziwione spojrzenie Theo, przeszła dumnym krokiem przez salę i usiadła na taborecie, a Tiara wylądowała na jej głowie.
-Widzę wielki potencjał, spryt i przebiegłość. Moja droga, jesteś bardzo podobna do ojca, który był urodzonym Ślizgonem. Wielki umysł wskazuje na Ravenclaw ale... Nie, nie pasujesz tam. Zbyt wiele w tobie mroku by być Krukonką. Pozostaje mi tylko jeden dom...
- SLYTHERIN!!! - wrzasnęła na całą salę, a wszyscy zamarli.
Szlama w Domu Węża? To było nie do pomyślenia, przecież tam trafiali tylko czystokrwiści czarodzieje... Jednak Hermiona, nie przejmując się opinią innych zmieniła barwy szaty na srebrno - zielone i z łopotem podeszła do stołu. Tam usiadła w cieniu i obserwowała resztę przydziału.
- Nott Theodor!
Theo podszedł do starego kapelusza, a sekundę później został przydzielony do Domu Węża. Z lekką niepewnością wsunął się na miejsce obok niej i uśmiechnął się delikatnie. Odwzajemniła uśmiech i razem czekali na koniec.
- Malfoy Dracon!
Znany jej blondyn podszedł do taboretu ale jeszcze nim Tiara dotknęła jego głowy wrzasnęła : 
- SLYTHERIN!!!
Draco z aroganckim uśmieszkiem podszedł do stołu i pewnie usiadł na środku, kierując wzrok ku reszcie pierwszaków.
- Potter Harry!
Uśmiechnięty, czarnowłosy chłopiec podszedł do stołka i siedział na nim przez kilka minut, a wszyscy czekali z niedowierzaniem. Był to chyba najdłuższy przydział w historii ale w końcu Harry trafił do... Domu Węża. Hermiona zarejestrowała tylko bezbrzeżne zdumienie dyrektora, nim ten uśmiechnął się pogodnie. Mimo wszystko instynkty kazały jej uważać na tego starca. W końcu Zabini Blaise został przydzielony do nich i wszyscy zaczęli jeść i rozmawiać ale ani brunetka ani Nott nie rwali się do konwersacji. W końcu ciszę przerwał chłopak.
- Czemu nie powiedziałaś mi, że jesteś z mugolskiej rodziny? - spytał w końcu, ale w jego głosie nie było pretensji.
- Bo wiedziałam jak zareagujesz. - odpowiedziała lodowato, patrząc mu prosto w oczy.
Theo jednak nie odwrócił wzroku tylko uśmiechnął się do niej przekornie i puścił jej oczko.
- Mnie to nie obchodzi. Jeśli umiesz czarować, to jesteś czarownicą, proste. - powiedział lekko i wrócił do jedzenia.
Uczta minęła im na obgadywaniu nauczycieli i uczniów, dzięki czemu zauważyli jak są do siebie podobni. W końcu wstali i razem z innymi ruszyli przez mroczne korytarze do wilgotnych lochów. Hermiona wiedziała już bardzo wiele na temat tego zamku z listów i ksiąg więc nie była tak zafascynowana jak inni. Przypomniała sobie jednak o jednym, ważnym szczególe. O mapie Hogwartu, którą mięli Fred i George. Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na ścianę, przed którą się zatrzymali. Prefekt Naczelny powyjaśniał im parę rzeczy i powiedział hasło : Ślizgońska solidarność, a ściana rozpłynęła się w powietrzu, ukazując ciemne ale eleganckie pomieszczenie.
- Dziewczyny na prawo, hołota na lewo. - warknęła jedna  z dziewczyn i uśmiechnęła się złośliwie.
Hermiona uznała, że polubiła tych ludzi, mimo, że patrzyli na nią  z obrzydzeniem. Miała to w dupie, zresztą jak zawsze. Szybko pożegnała się z Theodorem i zeszła po schodach, w mrok podziemi.  W końcu znalazła drzwi z napisem :

Hermiona Granger
Pansy Parkinson
Lilian Leandien

Zrezygnowana weszła do ogromnej sypialni i na chwilę zdębiała. Ten pokój trafił w jej gust, tylko za dużo było tu srebra. Ona wolała czarny. W końcu wzruszyła ramionami, podeszła do łóżka w głębi sypialni i rozpakowała kufer zaklęciem. Zabezpieczyła wszystko by nikt nie tknął jej rzeczy, założyła bluzę z kapturem pod szatę i wyszła ze schowaną głową, mijając się ze swoimi współlokatorkami. Mimowolnie zajrzała do ich myśli by znaleźć słowa takie jak : szlama, dziwaczka, brudna mugolka. Nic sobie z tego nie robiąc wymknęła się z Pokoju Wspólnego i wyszła z lochów. Uważając by nikt jej nie złapał przemknęła przez korytarze, kierując się do Wieży Gryffindoru. Tak jak się spodziewała, przy wejściu stali bliźniacy Weasley i chichotali cicho, oglądając jakiś pergamin. Rzuciła na siebie Kameleona i podeszła trochę bliżej, by przyjrzeć się kartce. Była to Mapa Huncwotów, w całej okazałości, a z ich myśli wyczytała wszystkie potrzebne informacje. Zadowolona pokręciła się trochę po zamku i dobrze po północy wróciła do sypialni. Szybko umyła się w srebrnej łazience, przebrała w piżamę i zasłoniła kotary. Czekał ją długi dzień...

_________________________________________________________________________________

Kolejny rozdział. Nie za bardzo wiem co mi się stało, że tak szybko dodaję rozdziały ale już trudno. Przynajmniej na początku będzie tak szybko, bo potem, prawdopodobnie zaczną się przerwy jak na Mojej Wersji. W sumie to tyle, proszę pisać w razie czego.
Całuski
Kath<3