piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 3

   Jeszcze nie zaczęło świtać, a Hermiona obudziła się sama z siebie. Już tak miała, że budziła się przed słońcem, więc wypoczęta wyskoczyła z łóżka. Z szafy wyjęła czarne spodnie, top i białą koszulę, oraz krawat w barwach Slytherinu, po czym skierowała się do łazienki. Umyła się, rozczesała włosy, ubrała się zapinając koszulę na trzy dolne guziki i wyszła z łazienki. Spakowała potrzebne książki trzymając się planu, dołożyła jeszcze jedną księgę o eliksirach, schowała różdżkę do futerału na udzie i zarzucając szatę, wyszła z sypialni. W drodze zawiązała niedbale krawat i skierowała się do Wieży Zachodniej, by poczytać w Sowiarni. Tam, usiadła na parapecie i zatopiła się w lekturze. Co pewien czas zerkała na słońce, nie chcąc spóźnić się na śniadanie i przed 8 schowała książkę do torby i zniknęła za drzwiami. Wślizgnęła się jak cień do Wielkiej Sali i usiadła na 'swoim' miejscu, chowając się w mroku. Nie wstydziła się, ani nie bała ale nie lubiła być w centrum uwagi. Wolała obserwować wszystko z boku, odnajdywać ludzkie słabości i potem się mścić za przykrości. Wiedziała, że może to zrobić jedną myślą, poleceniem i oni zwijali by się z bólu ale była bardziej kreatywna. Lubiła wielopoziomowe plany, które krok po kroku niszczyły człowieka. Takie, które mogła w każdej chwili przerwać lub coś zmienić. Jej rozmyślania przerwała smukła postać Theordora, która wślizgnęła się na miejsce obok niej.
- Cześć mała. - mruknął półprzytomny.
- Oberwałbyś za tą małą, ale zbyt żałośnie wyglądasz żeby cię jeszcze dobijać. - wysyczała kąśliwie dziewczyna, za co otrzymała łokieć w żebra.
- Co mamy pierwsze? -spytał, doprowadzając się do porządku.
- Transmutację.
- Jakoś nie lubię tej starej krowy. - powiedział poważnie, patrząć na nauczycielkę.
- Ja też, ale jeśli się nie pospieszysz, spóźnimy się na pierwszą lekcję i będziemy mięli katusze do końca roku. - ponagliła go dziewczyna i po 5 minutach wyszli z sali, kierując się do klasy Transmutacji.
Tam stanęli pod drzwiami, razem z innymi czekając na nauczycielkę. Oboje pogrążyli się w rozmyślaniach i panowała między nimi cisza, która nie była niezręczna. Oboje nie lubili zbyt dużo mówić, a rozmowa o niczym była bez sensu. Tak więc Hermiona zatopiła się w cudzych myślach, by wysłuchiwać obelgi pod swoim adresem. Zanotowała w głowie osoby, które najbardziej ją obrażały, by uwzględnić je w kolejnych planach, ale nagle straciła cierpliwość. Jedna z dziewczyn, przechodzących korytarzem, z 6 roku, przesadziła. Obrażała ją jawnie od początku i tym razem Hermiona nie wytrzymała. 'Chcę zadać jej ból' - pomyślała intensywnie i tak jak zwykle poczuła moc. Nagle dziewczyna upadłą na kolana, wrzeszcząc z bólu, a młoda Ślizgonka uśmiechnęła się pod nosem. Zaczęli się zbiegać uczniowie, ktoś zawołał nauczycieli, a gdy ci przybyli, dziewczyna po prostu leżała na ziemi. Profesor McGonagall podeszła do leżącej i coś mówiła ale nikt nie wiedział co, a ta nie reagowała. W końcu nauczycielka odwróciła się do przyjaciół poszkodowanej i kazała im przenieść ją do Skrzydła Szpitalnego. Rozejrzała się po uczniach, a gdy zatrzymała wzrok na Hermionie, ta poczuła delikatny nacisk na umysł. Czytała o tym, była to Legilimencja, ale nigdy nie miała okazji przetestować tego w praktyce. Zamknęła umysł, po czym, zgodnie ze wskazówkami, podsunęła kobiecie fałszywe uczucia. Kosztowało ją to sporo wysiłku i nie była pewna czy wszystko się uda, ale po paru minutach nauczycielka zaprzestała ataku i zaprosiła ich do sali. Pomieszczenie było długie, z dwoma rzędami ławek, ustawionych pod przeciwległymi ścianami, przodem do biurka nauczycielki, które stało na środku, przed wejściem. Minewra kazała im zająć miejsca, więc Hermiona i Theo błyskawicznie wślizgnęli się na ostatnią ławkę, stojącą w cieniu. Kobieta zaczęła mówić o transmutacji ogólnie ale ciemnowłosa jej nie słuchała, jako że wszystko miała w głowie. Te podstawy były dla niej śmieszne, większość zaklęć używała już bezróżdżkowo, a tych trudniejszych jeszcze nie próbowała. Zaklęcie, które dzisiaj przerabiali - Wingardium Leviosa, było jednym z pierwszych w jej pierwszej księdze zaklęć. Pogrążyła się  więc w rozmyślaniach aż nagle usłyszała fragment wypowiedzi kobiety : 
- Transmutowanie przedmiotów w żywe stworzenia nauczane jest na szóstym roku, więc niestety musi pan jeszcze poczekać, panie Malfoy. W tym wieku nikt z was tego nie zrobi, a już na pewno nie na pierwszej lekcji.
- Ta jasne, a w tej bajce były smoki.- mruknęła dziewczyna do Theodora, ale na jej nieszczęście, profesor to usłyszała.
- Widzę, że panna Granger umie już te wszystkie zaklęcia. - zaczęła surowo, a w sali zapadła cisza. - Wobec tego, proszę panno Granger, niech pani przemieni ten kałamarz w dowolne zwierzę. Jeśli się to pani nie uda, Slytherin straci 600 punktów.
- A jak mi się uda? - spytała śmiało dziewczyna, wysuwając się z gracją z ławki.
- To niemożliwe, niemniej jednak, jeśli się pani uda, Slytherin zyska owe 600 punktów. - powiedziała lodowato kobieta.
Na te słowa dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła do biurka nauczycielki. Nigdy nie używała tego zaklęcia, ale miała nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Chciała utrzeć nosa tej zarozumiałej kobiecie, która strasznie nienawidziła jej domu. Chciała jej udowodnić, że Ślizgoni są najlepsi. Wyciągnęła czarną różdżkę z pokrowca i skierowała ją na kałamarz. Zamknęła oczy, wizualizując odpowiednie zwierzę i przypomniała sobie wszystko o tym zaklęciu.
- Immutare Animal. - mruknęła cicho, lecz przez ciszę w sali, wszyscy to usłyszeli.
Z jej różdżki wystrzelił karminowy promień i uderzył w kałamarz, a gdy światło zniknęło, nauczycielka odskoczyła od biurka. Na meblu leżał duży, ciemnozielony wąż w paski i patrzył na salę niebieskimi oczami. Wysunął język i syknął, a uczniowie z pierwszych ławek automatycznie się odchylili. Hermiona, nic sobie nie robiąc z reakcji innych, pogłaskała go po ciepłym ciele, a ten zasyczał jeszcze głośniej.
- Panno Granger, co to jest?! - krzyknęła McGonagall, a stworzenie odwróciło się w jej stronę gwałtownie.
- Wąż, nie widać? - spytała bezczelnie. - Chciała pani żywe zwierzę, to pani dostała żywe zwierzę.
Kobieta wzięła głęboki wdech, lecz nic nie powiedziała i wyszła gwałtownie z pomieszczenia. Ciemnowłosa wzruszyła ramionami i wróciła do głaskania węża.
- Jak chcecie to możecie też go dotknąć, nic wam nie zrobi. - mruknęła w stronę zszokowanych uczniów, a po chwili stali obok niej Ślizgoni.
- Ugryzie mnie? - spytał Harry, wyciągając niepewnie rękę.
- Już mówiłam, że nie. - odpowiedziała znudzona dziewczyna i zwróciła się do stworzenie mową węży.
- Oni są przyjaźni, nie są zagrożeniem.
- Czuję. Nie zrobię im krzywdy. - odpowiedział w ten sam sposób, a wtedy czarnowłosy położył dłoń na jego ciele.
W tym samym momencie drgnął zaskoczony, ale nie zabrał ręki.
- On jest ciepły i suchy. - wyszeptał zszokowany.
- No brawo geniuszu, sama bym na to nie wpadła. - sarknęła kąśliwie Ślizgonka ale również pogłaskała gada.
Już po chwili inni również się przełamali i delikatnie muskali jego łuski, co chwilę coś do siebie szepcząc. W tym czasie Hermiona nazwała węża Hyperion, na co ten potrząsnął ogonem. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i wpadł przez nie Mistrz Eliksirów i roztrzęsiona Minewra.
- Co tu się dzieje? - wysyczał wściekły Snape, a uczniowie wzdrygnęli się mimowolnie.
- Nic panie profesorze, wykonałam tylko polecenie. - odpowiedziała niedbale dziewczyna, odsłaniając gada.
Mężczyzna wciągnął głęboko powietrze, ale podszedł do biurka.
- Dokładniej Granger. - warknął, stając przed wężem.
- Profesor McGonagall powiedziała, że mam przemienić kałamarz w dowolne żywe stworzenie. Wybrałam węża, w końcu jestem Ślizgonką. - wyjaśniła spokojnie i wzruszyła ramionami.
- Mam rozumieć, że na PIERWSZEJ LEKCJI przetransmutowałaś rzecz w zwierzę? - spytał z niedowierzaniem, doskonale ukrytym pod maską.
- No przecież mówię. - zniecierpliwiła się dziewczyna. - Na dodatek liczę na 600 punktów dla Sytherinu, w końcu tak miało być. - dodała w stronę nauczycielki, na co ta zmrużyła gniewnie oczy.
- Oczywiście twój dom zyskuje te punkty. - odpowiedziała z wyraźną niechęcią.
Na te słowa Ślizgoni ryknęli z radością i zaczęli znacznie przychylniej patrzeć na Hermionę. Snape odwrócił się przodem do klasy i wzruszył ramionami.
- Nie widzę problemu Minewro. Masz jedną wyjątkowo zakochaną w książkach uczennicę, to wszystko. - powiedział zimno i opuścił salę.
Po jego odejściu lekcja toczyła się na nowo, Slytherin zyskał jeszcze 40 punktów za zaklęcie Wingardium Leviosa, Gryffindor aż 50, jako że ich opiekunka nie mogła znieść zwycięstwa Ślizgonki i wszyscy opuścili salę. Hermiona szła przez korytarz, z Theodorem u boku, a plotki szybko okrążały szkołę. Była pewna, że już na obiedzie wszyscy będą wiedzieli co zrobiła na Transmutacji i teraz zaczęła trochę żałować. Nie lubiła gdy o niej mówiono, była na to zbyt inna. Nott jednak nic nie mówił, tylko ocierał się lekko o jej rękę, co mimowolnie ją rozluźniło. Kierowali się do lochów, na Eliksiry, a dziewczynę zaczęło roznosić. Liczyła na interesujące lekcje, jako, że ich nauczycielem był sam Severus Snape. Wiedziała, że i tak będzie się nudzić, jako, że eliksiry były jej największą pasją, ale miała nadzieję, że dowie się czegoś nowego...
- Wejść i siadać. - warknął lodowato Mistrz Eliksirów, gdy drzwi otworzyły się z hukiem.
Wszyscy posłusznie wślizgnęli się do mrocznej sali, a Hermionę lekko zatkało. Całe ściany zastawione były składnikami i kociołkami, a w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach mieszanki różnych substancji. Gdy wszyscy usiedli mężczyzna stanął przed biurkiem i popatrzył na nich czarnymi oczami.
- Jesteście tutaj, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów – zaczął. Mówił prawie szeptem, ale słyszeli każde słowo; Snape, podobnie jak profesor McGonagall, potrafił utrzymywać w klasie ciszę bez podnoszenia głosu.
- Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać.*
Gdy wymieniał kolejne cechy, Hermiona szeptała pod nosem ich nazwy, zafascynowana sposobem mówienia Severusa. Wiedziała, że większość z nich nigdy nie będzie w stanie uwarzyć nawet eliksiru chwały - Iusglori . Ona jednak uwarzyła większość z nich w zaciszu piwnic w sierocińcu, mimo, że warunki nie były idealne. Była świadoma, że dostanie wizerunek kujona, ale ona po prostu wiedziała, kochała czytać, a księgi z biblioteki jej taty były interesujące. Nagle poczuła, że ktoś nad nią stoi i leniwie podniosła głowę. Jej oczy natrafiły na czarne, hipnotyzujące tęczówki, a dopiero po chwili zarejestrowała, że Snape coś do niej mówi.
- Mógłby pan powtórzyć?  - spytała chłodno.
- Nie. - odpowiedział lodowato, powstrzymując się od warczenia.
Ta dziewucha pozwalała sobie na stanowczo za dużo. Mimo wszystko  miał wrażenie, że gdzieś już widział te oczy i gdzieś słyszał ten ton. Jednak mimo wielu prób nie potrafił dopasować ich do tych znajomych.
- Sprawę uważam więc za zamkniętą. Skoro nie znam pytanie, nie udzielę na nie odpowiedzi. - odparowała lekko, ale jej oczy pozostały obojętne.
Severus po raz kolejny poczuł chęć mordu. A jeśli nie mordu to przynajmniej tortur. Pierwszy raz spotkał się z taką bezczelnością, ale musiał przyznać, że odrobinę mu to imponowało. Zazwyczaj uczniowie od pierwszego roku wzwyż przynajmniej trochę się go bali. A ona miała najwyżej 11 lat i spokojnie, obojętnie mu pyskowała. Najlepsze  było to, że miała rację...
- Spytałem, który z podanych na tablicy składników jest najbardziej podstawowy w tworzeniu eliksirów. - wywarczał przez zaciśnięte zęby, powstrzymując się od krzyczenia.
Hermiona rzuciła okiem na tablicę i nawet się nie zawahała.
- Korzeń asfodelusa.
Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie ale skinął głową i mruknął :
- 10 punktów dla Slytherinu. Panie Weasley, proszę powtórzyć. - nakazał nagle, nawet się nie odwracając.
Rudy chłopak, który właśnie naśmiewał się z  nauczyciela, zamarł w bezruchu i zacisnął pięści by nie zacząć drżeć. Młoda Ślizgonka podejrzewała, że nie ma najmniejszego pojęcia co się dzieje, a z jego krzyczących myśli wyczytała iż jest przerażony. Skrzywiła się z niesmakiem, bo Snape był ponury i złośliwy ale powinno się go szanować, a nie bać. Pokręciła głową i spojrzała kątem oka na ławkę rudzielca. Delikatnie machnęła dłonią, a krzesło wywróciło się z hukiem, pociągając przestraszonego chłopaka ze sobą. Ślizgoni zaczęli dusić się ze śmiechu, a Gryfoni rzucali chłopakowi pełne wyrzutu spojrzenia.
- Widzę, że gracja pana Weasley'a przerosła jego samego. Gryffindor traci przez pana niezdarność 20 punktów i jeszcze 15 za brak odpowiedzi i nie słuchanie na lekcji. Macie tydzień na napisanie eseju na 3 stopy, na temat właściwości i historii korzenia asfodelusa. Na wasze szczęście, panna Granger odpowiedziała dobrze, bo gdyby się pomyliła, pisalibyście o wszystkich wypisanych na tablicy składnikach. A teraz skupić się i słuchać uważnie.
Przez resztę lekcji opisywał naczynia i inne przydatne rzeczy, a także pracę na jego lekcjach. Był surowym i niesprawiedliwym nauczycielem ale znał się na eliksirach i widać było, że nawet mówienie o nich, sprawia mu przyjemność. Nim się obejrzała, zaczęła się przerwa na lunch ale Hermiona usiadła na parapecie w Sowiarni i zapatrzyła się w krajobraz. Polubiła  tą szkołę, tak samo jak Dom Węża oraz Theodora. Miała nadzieję na dłuższą znajomość z nim, jako, że był bystry i nie oczekiwał od niej wyznań. Chyba po raz pierwszy w życiu poczuła, że ma swoje miejsce na świecie, że są tacy jak ona. Mimo chłodnego usposobienia i maski obojętności, nie była z kamienia, też miała serce, choć skrzętnie je chowała i przyrzekła sobie, iż nigdy nie odda go innej osobie. Było jej dobrze samej, całe życie przeżyła sama, a samotność przestała być wrogiem. Teraz szukała jedynie swych korzeni, swego dziedzictwa, o którym tyle razy wspominał jej ojciec. Chciała świadomości, że  ma rodzinę, że na świecie byli podobni do niej. Nie miała w zwyczaju sentymentalnych rozmyślań, ale idąc przez korytarze, mimowolnie wyłapywała skrawki rozmów o czarodziejskich rodach, czy zwykłych przechwałek o swoich rodzicach, coś kuło ją w sercu. Ona nigdy nie miała prawdziwych rodziców, nigdy nikt jej nie przytulił, nikt nie powiedział, że jest z niej dumny... Chciała być silna, nie ulegać słabościom serca, ale czasami to wszystko ją przytłaczało. Ponieważ, mimo wszystko była człowiekiem, a każdy człowiek ma serce i uczucia, tylko czasem gubi je w nieustannym wyścigu. Z ponurych i dość sentymentalnych rozmyślań, wyrwał ją łopot skrzydeł, a chwilę później do Sowiarni wleciało parę sów. Dopiero wtedy zorientowała się, że spóźniła się na Numerologię, ale zamiast poderwać się i pobiec do sali, Hermiona oparła głowę o okno i zamknęła oczy. Pozwoliła godzinom płynąć, a myślom błądzić bez celu i nim się obejrzała słońce chowało się w zielonkawej wodzie jeziora. Gdy tylko to zarejestrowała, zerwała się z miejsca i rzuciła w kierunku lochów. Nagle nią szarpnęło i z trudem zachowała równowagę, ale jej torba upadła pod nogi stojącej przed nią osoby.
- Witam panno Granger, liczyłam, że panią spotkam. - powiedziała lodowatym głosem McGonagall, a dziewczyna szybko nałożyła maskę. - Jako, że opuściła pani popołudniowe zajęcia, i to pierwszego dnia, postanowiłam dać pani szlaban, który mam nadzieję, oduczy pani podobnych zachowań. Teraz odda mi pani różdżkę i pójdzie do domku gajowego Hagrida, który poinstruuje panią, co ma pani znaleźć w Zakazanym Lesie. Powodzenia. - wyjaśniła zimno kobieta, szybko zabrała osłupiałej dziewczynie różdżkę i popchnęła ją w stronę wyjścia.
Hermiona szła jakby w transie, cały czas nie mogąc uwierzyć, jak szybko zdobyła nienawiść Opiekunki Gryffindoru. Wiedziała, że nie mogła ona dać takiego szlabanu bez konsultacji z dyrektorem, ale podejrzewała, iż chęć utarcia jej nosa okazała się silniejsza. Przyspieszyła kroku, by jak najszybciej wrócić, ale przyrzekła sobie odpłacić się wrednej pani profesor pięknym za nadobne. Kolejne wydarzenia przysłoniła jej wizja zemsty, więc była lekko zdziwiona gdy zamiast błoni znalazła się między mrocznymi drzewami. Szybko przypomniała sobie co miała znaleźć i zdecydowanie zagłębiła się w las. Po godzinie chodzenia, wreszcie odnalazła to czego szukała, lecz nim dotarła do kwiatu usłyszała miękkie kroki i ciche warczenie. Zaalarmowana odwróciła się w stronę odgłosów, by zdążyć zobaczyć wielką, skaczącą na nią bestię. Ostatkiem świadomości zarejestrowała szaro - kremowe futro i bladobłękitne oczy, a potem był tylko ból, krew i przeciągłe wycie.

_________________________________________________________________________________

Rozdział wyjątkowo krótki, i dodany po 3 tygodniach ale jak już wspominałam, lekko nie wyrabiam. Jestem teraz w trasie i dostęp do internetu mam znacznie ograniczony, lecz staram się jak mogę, by mieścić się w ramach przyzwoitości z dodawaniem notek. Mam nadzieję, że teraz pójdzie mi łatwiej, ale od niedawna mam świeżą wizję na kolejne rozdziały, więc postaram się coś naskrobać.
Całuję
Kath<3

3 komentarze:

  1. łał, fajne, ale trochę szkoda Hermiony, że ma ten szlaban, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziały
    pozdrawiam, Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, na wstępie zaznaczam, że to ja- pod poprzednim postem troszkę skrytykowałam częstotliwość (mam nadzieję, że wiesz, o kogo chodzi :)). To tak: Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie- będę je czytać i komentować, więc chyba dobrze by było, jakbym się podpisywała. Trochę żałuję, że nie wpadłam na to wcześniej, ale cóż- mój błąd :P. Jeszcze raz dziękuję, że nie wzięłaś tego za bardzo do siebie. Ale dość już o tym :). Zajmę się rozdziałem. Oczywiście wspaniały (jak każdy twój). Podoba mi się to, że przedstawiasz Hermionę w taki sposób. Miła odmiana :D. McGonagal podła i mściwa? Mmm... Muzyka dla moich uszu! Nigdy nie jej nie lubiłam. Hehe! a ten wąż na biurku to była kwintesencja XD. Ale, ale! Hermionka... zaatakowana? Głupia McGonagal! Jeszcze bardziej jej nie lubię! To przez nią, no >:C! Ale co to? Wilkałek? Coś wilkałko-podobnego, czy zupełnie inne COŚ? O_O Podziwiam twoje pomysły, kobieto! Cholera, teraz będę musiała czekać... :D Ale dobra, poczekamy! Każdy ma swoje życie i swój własny czas. :)
    Pozdrawiam
    Drautter

    OdpowiedzUsuń
  3. Historia jest niesamowita i bardzo wciągająca. Podoba mi się to jak wykreowałaś postać Hermiony i jej świat.
    Zdecydowanie nie mogę doczekać się kolejnej części.
    Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń