Siedmioletnia dziewczynka siedziała w lodziarni, na Pokątnej i zawzięcie szkicowała. Kolejny rysunek do kolekcji... Przed nią stał mrożony jogurt, a długie, prawie czarne włosy miała spięte w niedbałego koka. W końcu skończyła szkic i schowała go do dużego zeszytu. Potem dopiła jogurt i podniosła się z krzesła zostawiając zapłatę na stoliku. Pewnym krokiem skierowała się do Esów i Floresów, a gdy tylko weszła owionął ją zapach pergaminu i jakiś spokój. Jak zahipnotyzowana udała się do działu z księgami o eliksirach i zaczęła szukać czegoś interesującego. W końcu trafiła na zgniłozieloną księgę z interesującym tytułem : 'Trucizny sprzed wieków'. Zadowolona odłożyła wolumin na wolną półkę i poszła szukać dalej. Z księgarni wyszła po 2 godzinach obładowana 4 księgami, ale zadowolona. Szybko skręciła w wolną uliczkę i za pomocą magii bezróżdżkowej, zmniejszyła wielkie tomy do wielkości zeszytów. Z maską obojętności ruszyła do Banku Gringotta gdy nagle poczuła szarpnięcie i chłód chodnika na plecach. Zdezorientowana otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą szczupłego, czarnowłosego chłopaka. Był mniej więcej w jej wieku i miał niesamowite, czarne oczy. Gdy tylko zobaczył na kim wylądował podniósł się z niej i podał jej rękę. Zdziwiona jego zachowaniem skorzystała z pomocy i otrzepała się z kurzu.
- ...aszam. - usłyszała.
Spojrzała na niego bez zrozumienia i dopiero po chwili dotarło do niej, że ją przeprosił.
- Mógłbyś uważać następnym razem - odpowiedziała mu zimno, a ten się zmieszał.
Był wysoki i szczupły, a czarne, proste włosy opadały na jego bladą twarz. Z postawy wywnioskowała małomówność i skrytość ale i jakąś tajemniczość.
- Nic nie obiecuję. - powiedział kąśliwie, trochę głośniej. - Theodor Nott. - przedstawił się patrząc na nią przenikliwie.
- Hermiona. - odpowiedziała krótko, z lekkim uśmiechem. - No cóż Theodorze, mam nadzieję, że następnym razem nie wpadniesz na żadną starą chimerę. - powiedziała na pożegnanie i szybkim krokiem doszła do Banku.
Tam zwyczajowo zostawiła list, wzięła parę ksiąg, trochę pieniędzy i odpowiedź taty i wróciła na Pokątną. Tak mijały jej całe lata. Z każdym listem co raz bardziej poznawała swojego ojca, tak samo jak on ją. Sama też się uczyła, chętnie i bez problemu, a księgi ze skrytki pełne były potężnych, czarnomagicznych zaklęć, jak i innych dziedzin magii. W sumie żyło się jej dobrze, o wiele lepiej niż wcześniej ale dalej była zimna i władcza. Opanowała swoje zdolności, i teraz już nikt nie przychodził do niej na ostatnie piętro. Wszyscy uznali je za przeklęte, a ją za chorą psychicznie. Mieszkała w pokoiku sama... z Serpentem. Był to jej osobisty wąż. Nieduży lecz bardzo jadowity, o czarno - granatowych łuskach z dwoma złotymi plamkami przy łbie. Znalazła go w Londynie, w parku i postanowiła zatrzymać. W końcu nie była sama... Musiała wytrzymać jeszcze prawie 5 lat aż pójdzie do Hogwartu ale nie martwiła się. Mogła żyć w ten sposób. Najbardziej czekała na wybór różdżki, bo odwzorowywała ona charakter czarodzieja i jego potencjał. Wiedziała jedynie, że różdżka jej ojca wykonana była z cisu, a jej rdzeń z pióra feniksa. Uśmiechnęła się do siebie i wyjęła stare rysunki. Znalazła je pewnego dnia za obluzowaną deską w podłodze i od razu zauważyła podobieństwo jej rysunków do ty starych. Napisała wtedy do taty i okazało się, że to były jego szkice. Teraz trzymała je zawsze blisko siebie, bo dzięki nim czuła więź ze swoim ojcem. Rysował podobnie do niej, wypisywał swoje myśli ale nigdy się nie podpisywał. Już dawno zrezygnowała z szukania swojego prawdziwego nazwiska uznając, że ona zna prawdę i nic więcej jej nie trzeba. Pracownice sierocińca, wzorem książki "Oliver Twist", nadawały dzieciom bez nazwisk nazwiska wymyślone. Jej przypadło nazwisko Granger, ale nie podobało się jej ono. Nie pasowało do jej osobowości. Jednak uznała, że nie będzie marnować energii na szarych ludzi, którzy nie mają żadnego znaczenia i zaakceptowała to. Mimo tego nienawidziła tego miejsca najbardziej na świecie.
*
Prawie dwunastoletnia Hermiona szła pewnym krokiem do "Różdżek Ollivandera", bo wszystko inne już załatwiła. Była podekscytowana ale jak zwykle włożyła maskę obojętności i nie pokazywała emocji. Gdy weszła najpierw zarejestrowała trzy osoby i samego sprzedawcę. Ollivander już ją znał bo często do niego przychodziła, by dowiedzieć się czegoś więcej. Ze zdziwieniem poznała platynowłosego chłopca i jego ojca, obok którego stał jeszcze czarnowłosy chłopak, z rozczochraną fryzurą. Jasnowłosy trzymał już różdżkę, a gdy dziewczyna zajrzała do jego myśli dowiedziała się, że to głóg, ma 10 cali i włos z ogona jednorożca. Zaśmiała się w duchu, ten chłopak będzie niezłym ziółkiem w przyszłości. Nagle z różdżki trzymanej przez drugiego chłopaka wyleciały czerwone iskry. Zmrużyła oczy i też zbadała jego umysł. Ostrokrzew, 11 cali i... pióro feniksa?! Takiego samego co jej ojca... Wzruszyła ramionami i wyszła z cienia, by inni ją zauważyli.
- Ach Hermiono, wreszcie przyszłaś po różdżkę. - zaśmiał się właściciel i odwrócił do półek.
Dziewczyna przytaknęła mu lekko i odłożyła torbę na szafkę, podchodząc do grupki. Zauważyła, że nowy chłopak miał bardzo zielone oczy i okulary ale wydawał się dość sympatyczny.
- Jestem Harry Potter. - przedstawił się radośnie, a brunetka prychnęła nad jego beztroską.
- Wiem. Ty to Dracon Malfoy, a pan to Lucjusz Malfoy. - powiedziała lodowato i zaśmiała się kpiąco na widok ich min.
Już mięli coś odpowiedzieć, gdy wrócił Ollivander z kilkoma pudełkami.
- No moja droga, czas na próbowanie. - zaśmiał się odstawiając wszystko na biurko. - A panowie już mogą wyjść. - zwrócił się do czarodziejów, którzy natychmiast się ulotnili.
- Czarny orzech i kieł widłowęża, 12 i ćwierć cala. - powiedział podając jej ładną, delikatnie zdobioną różdżkę.
Hermiona machnęła nią delikatnie, a krzesło przewróciło się gwałtownie.
- Nie! To nie ta. -krzyknął mężczyzna i podał jej kolejną.
Próbowała już 20 minut, a jeszcze żadna nie okazała się dobra. Wszystkimi robiła tylko bałagan, a czasami i wielkie szkody. Była już zupełnie zrezygnowana, a mężczyzna był zrozpaczony. Już dawno nie miał tak wymagającej klientki... W końcu postanowił sięgnąć do ostateczności. Z głębi sklepu przyniósł czarne pudełko. Różdżkę, która nikogo nie chciała.
- Proszę, spróbuj tej. - powiedział cicho, otwierając pudełko.
Oczom dziewczynki ukazała się czarna, pięknie zdobiona różdżka, z małym wężem owiniętym wokół rączki i delikatnym grawerunkiem wzdłuż całej długości. Przekrzywiła głowę starając się odczytać sentencję.
"Nienawidzą, ponieważ nie rozumieją"
Przetłumaczyła z łaciny i już całkiem zainteresowania wzięła różdżkę do ręki. Poczuła falę ciepła przetaczającą się przez jej ciało, moc płynącą w jej żyłach i tę potęgę zamkniętą w różdżce. Machnęła nią delikatnie, a czubka spłynęła czarna mgła, która uformowała się w niedużego ptaka. Już wiedziała, to była TA różdżka. Spojrzała na Ollivandera, który patrzył na nią w szoku i uniosła brwi.
- Niesamowite... - wyszeptał do siebie. - Tą różdżkę wykonano prawie 300 lat temu i od tamtego czasu nikogo nie wybrała. Była wyjątkowo trudna do wykonania, połączenie rdzenia z drewnem wydawało się niewykonalne, a jej moc trudna do zrozumienia. Ma 14 cali, wykonana jest z cisu, a rdzeń to włos testrala. Wyjątkowo sztywna, nie będzie się słuchała nikogo oprócz ciebie. Radziłbym by nikt jej nie dotykał, to się może dla niego źle skończyć.
- Czemu ta różdżka jest taka niesamowita? spytała, bezbłędnie wyłapując niedopowiedziane zdania.
- Widzisz, jest ona bardzo mocno związana ze śmiercią. I cis, i testral są z nią mocno związane, a w połączeniu dają różdżkę idealną do Czarnej Magii i zabijania. Jest ona też idealna do potężnych zaklęć, a ty osiągniesz z nią coś wielkiego. - zakończył. - A teraz idź już. - dodał i zniknął za regałami.
Hermiona wzruszyła ramionami i wyszła ze sklepu, zarzucając torbę na ramię. Chwilę postała na chodniku, po czym znów skierowała się do Madame Malkin. Tam kupiła pokrowiec na różdżkę, zapinany na udzie, by nie chować jej do kieszeni. W końcu, pod sam wieczór skierowała się do Banku, by odczytać odpowiedź i wziąć pieniądze na 10 miesięcy. Gdy już znalazła się w skrytce odłożyła wszystkie przeczytane książki na miejsce, schowała te, które miała wziąć i podeszła do listu. Ze zdziwieniem zarejestrowała, że nie pisał tego jej ojciec. Pismo było eleganckie, lekko pochyłe i długie ale inne od jej taty. Wzruszyła ramionami, schowała pergamin do torby i wyszła z Banku. Do sierocińca wróciła gdy księżyc już świecił. Spakowała ostatnie rzeczy do kufra, przygotowała torbę podręczną i przy lampce wzięła się za dziwny list.
"Młoda,
Jak już się pewnie zorientowałaś, nie jestem twoim ojcem. Nie wiem nawet jak masz na imię, ani ile masz lat. Podejrzewam, że ok.10. Twój tata poszedł na chwilę, a mi w końcu udało się przebić przez zabezpieczenia i napisać co ciebie. Od razu zaznaczam, że nie jestem wrogiem, wręcz przeciwnie - przyjacielem twego ojca. Chciałbym w tym liście trochę przybliżyć co twoją matkę. Poznali się z twoim ojcem przez przypadek, na Pokątnej. Nienawidzili się przez pierwsze miesiące, a gdy okazało się, że będą na jednym roku, bo twoja matka się przenosi byli zrozpaczeni. Zaczęły się wtedy kłótnie, wyzwiska i szlabany, które mimo wszystko zbliżały ich do siebie. Gdy ukończyli Hogwart byli już zakochani, ale nigdy nie wzięli ślubu. Rok później, twoja matka zaszła w ciążę, ale jednocześnie zachorowała. Była to ciężka choroba, która powoli wyniszczała jej organizm. Magomedycy dawali jej 3 miesiące życia, ale ona koniecznie chciała cię urodzić. Cudem dożyła porodu ale ten wysiłek okazał się zbyt wielki i zmarła chwilę po tym , jak przyszłaś na świat. Nie chcę jednak byś się o to obwiniała, bo podarowałaś swojej mamie dodatkowe 5 miesięcy życia. Oboje wykorzystali je najbardziej jak się dało, a gdy ona odeszła, twój tata musiał cię oddać. Nie zdradzę ci dlaczego, bo tego dowiesz się sama, kiedyś. Mam nadzieję, że rozjaśniłem trochę tą historię i mam nadzieję, że kiedyś się wam ułoży.
Opiekun"
Wzruszona zamknęła oczy i przytuliła list do piersi. Potem, gdy już trochę się opanowała schowała go do kufra i ustawiając budzik na 7.00, poszła spać. Obudziła się chwilę przed alarmem, wyłączyła zegar i wyskoczyła z łóżka. Szybko założyła czarne spodnie, brązową koszulę i czarne buty, związała włosy w niedbały kok na karku, włożyła różdżkę do futerału i zmniejszyła kufer do wielkości kosmetyczki. Schowała go do torby, nakreśliła parę zdań na kartce, przyczepiła ją do drzwi i szybko wymknęła się oknem. Radośnie przemierzała ulice, kierując się do małej piekarni niedaleko. Tam kupiła bułkę, picie i skierowała się do parku by w spokoju zjeść śniadanie i odetchnąć. Na stacji musiała utrzymać maskę, tak na wszelki wypadek więc teraz potrzebowała uspokojenia. Po 10 zebrała się z ławki i szybkim krokiem ruszyła na stację King's Cross, na peron 9 3/4. Tam, z kamienną twarzą przeszła przez barierkę i znalazła się wśród czarodziejów. Przemknęła za wszystkimi na tyły i spokojnie oparła się o kolumnę, czekając na pociąg. Nagle coś nią szarpnęło, uderzyła się w głowę i wylądowała na czymś ciepłym. Otworzyła oczy, natrafiając na zmieszane spojrzenie czarnych tęczówek.
- Witaj Theodorze, miło, że tym razem jestem na górze. - przywitała się z kamienną twarzą, a chłopak uśmiechnął się do niej nieśmiało.
- Też się cieszę, że cię widzę. - wymamrotał unosząc się na łokciach.
Hermiona podniosła się zwinnie i wyciągnęła do niego rękę. Gdy już się podnieśli przyjrzał się jej dokładnie.
- A gdzie twoi rodzice?- spytał autentycznie zdziwiony, a dziewczyna automatycznie się spięła.
- Nie twój interes. - warknęła lodowato i zniknęła w tłumie.
Około 10.30 na stację przyjechał duży, czerwony pociąg, a wszyscy jak na komendę ruszyli w jego stronę. Niektórzy, szczególnie ci młodsi zostali by pożegnać się z rodzicami, a Hermiona z ciężkim sercem patrzyła na te szczęśliwe rodziny. Tuż obok niej stali Malfoy'owie, z Harrym i też się ciepło żegnali. Stali jednak w cieniu, by nikt ich nie zobaczył. Dziewczynka zacisnęła zęby i ruszyła do pociągu, ignorując innych. Usiadła w pustym przedziale i szybko powiększyła kufer, by nikt się nie zorientował. Wyjęła z torby książkę i zatopiła się w lekturze. Nagle drzwi otworzyły się i wsunęła się przez nie wysoka, ciemna postać.
- Mogę się przysiąść? - spytał młody Nott, patrząc na nią spod czarnej grzywki.
Brunetka skrzywiła się w udawanej niechęci ale skinęła głową.
- A mam jakieś inne wyjście? - spytała ironicznie uśmiechając się do niego delikatnie.
- Raczej nie. - stwierdził z rozbrajającą szczerością siadając na fotelu.
Sam też wyjął książkę i przez godzinę jechali w milczeniu aż w końcu Hermiona skończyła czytać. Znudzona spojrzała na towarzysza i postanowiła przerwać ciszę.
- Będziemy tak siedzieć? - spytała, bo nic innego nie przyszło jej do głowy.
- To ty tak postanowiłaś. - zauważył, chowając książkę.
Brunetka zaśmiała się cicho, a po chwili byli już pogrążeni w rozmowie, bo mimo trudnego startu mięli wiele tematów do rozmów. Przegadali całą jazdę, a dziewczyna prawie zapomniała, że jest sama... Okazało się, że Theodor to bardzo bystry i piekielnie inteligentny chłopak, który jednak nie lubi być w centrum uwagi. Mimo wszystko był czystej krwi, nie zaakceptuje jej w Hogwarcie, przez jej mugolskie nazwisko. Teraz jednak mogła cieszyć się rozmową i zapomnieć o rzeczywistości. Podróż minęła im bardzo szybko i nim się obejrzeli siedzieli już w łódce i płynęli do wielkiego, pięknego zamku. Mimo, że wiedziała czego się spodziewać, Hogwart zrobił na Hermionie wielkie wrażenie ale tradycyjnie ukryła to pod maską. Gdy weszli do wielkiego korytarza, natychmiast poczuła przypływa magii, a Serpent na jej przedramieniu zasyczał cicho. Delikatnie musnęła go palcami i z kamienną twarzą ustawiła się przy ścianie, czekając na przydział. Pogrążona w myślach, usłyszała nagle fragment rozmowy rudzielca i jakiegoś nieśmiałego chłopaka :
- Fred i George mówili, że to bolesne... - powiedział ze strachem rudzielec, a Theodor obok niej zaśmiał się cicho.
- Mój brat opowiadał mi o Weasley'ach. - wyjaśnił. - Są biedni ale bliźniacy mają niesamowite poczucie humoru, więc myślę, że się dogadamy. Tylko, że to Gryfiaki. - dodał z boleścią.
Hermiona tylko się uśmiechnęła i odwinęła trochę rękaw szaty. Mały wąż machał niespokojnie ogonem i co rusz wyciągał język. Byli tu pierwszy raz, więc nie dziwiła się, że poznaje okolicę. Bo teoretycznie do Hogwartu można wziąć kota, żabę, szczura lub sowę ale ona swoim zwyczajem nagięła lekko zasady. Nie potrzebowała sowy, bo i tak nie miała z kim pisać, a wąż jej w zupełności wystarczał. W końcu profesor McGnoagal podeszła do Tiary i zaczęła wymawiać kolejne nazwiska, a uczniowie podchodzili do małego stołeczka. W końcu usłyszała :
- Granger Hermiona!
Nie zważając na zdziwione spojrzenie Theo, przeszła dumnym krokiem przez salę i usiadła na taborecie, a Tiara wylądowała na jej głowie.
-Widzę wielki potencjał, spryt i przebiegłość. Moja droga, jesteś bardzo podobna do ojca, który był urodzonym Ślizgonem. Wielki umysł wskazuje na Ravenclaw ale... Nie, nie pasujesz tam. Zbyt wiele w tobie mroku by być Krukonką. Pozostaje mi tylko jeden dom...
- SLYTHERIN!!! - wrzasnęła na całą salę, a wszyscy zamarli.
Szlama w Domu Węża? To było nie do pomyślenia, przecież tam trafiali tylko czystokrwiści czarodzieje... Jednak Hermiona, nie przejmując się opinią innych zmieniła barwy szaty na srebrno - zielone i z łopotem podeszła do stołu. Tam usiadła w cieniu i obserwowała resztę przydziału.
- Nott Theodor!
Theo podszedł do starego kapelusza, a sekundę później został przydzielony do Domu Węża. Z lekką niepewnością wsunął się na miejsce obok niej i uśmiechnął się delikatnie. Odwzajemniła uśmiech i razem czekali na koniec.
- Malfoy Dracon!
Znany jej blondyn podszedł do taboretu ale jeszcze nim Tiara dotknęła jego głowy wrzasnęła :
- SLYTHERIN!!!
Draco z aroganckim uśmieszkiem podszedł do stołu i pewnie usiadł na środku, kierując wzrok ku reszcie pierwszaków.
- Potter Harry!
Uśmiechnięty, czarnowłosy chłopiec podszedł do stołka i siedział na nim przez kilka minut, a wszyscy czekali z niedowierzaniem. Był to chyba najdłuższy przydział w historii ale w końcu Harry trafił do... Domu Węża. Hermiona zarejestrowała tylko bezbrzeżne zdumienie dyrektora, nim ten uśmiechnął się pogodnie. Mimo wszystko instynkty kazały jej uważać na tego starca. W końcu Zabini Blaise został przydzielony do nich i wszyscy zaczęli jeść i rozmawiać ale ani brunetka ani Nott nie rwali się do konwersacji. W końcu ciszę przerwał chłopak.
- Czemu nie powiedziałaś mi, że jesteś z mugolskiej rodziny? - spytał w końcu, ale w jego głosie nie było pretensji.
- Bo wiedziałam jak zareagujesz. - odpowiedziała lodowato, patrząc mu prosto w oczy.
Theo jednak nie odwrócił wzroku tylko uśmiechnął się do niej przekornie i puścił jej oczko.
- Mnie to nie obchodzi. Jeśli umiesz czarować, to jesteś czarownicą, proste. - powiedział lekko i wrócił do jedzenia.
Uczta minęła im na obgadywaniu nauczycieli i uczniów, dzięki czemu zauważyli jak są do siebie podobni. W końcu wstali i razem z innymi ruszyli przez mroczne korytarze do wilgotnych lochów. Hermiona wiedziała już bardzo wiele na temat tego zamku z listów i ksiąg więc nie była tak zafascynowana jak inni. Przypomniała sobie jednak o jednym, ważnym szczególe. O mapie Hogwartu, którą mięli Fred i George. Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na ścianę, przed którą się zatrzymali. Prefekt Naczelny powyjaśniał im parę rzeczy i powiedział hasło : Ślizgońska solidarność, a ściana rozpłynęła się w powietrzu, ukazując ciemne ale eleganckie pomieszczenie.
- Dziewczyny na prawo, hołota na lewo. - warknęła jedna z dziewczyn i uśmiechnęła się złośliwie.
Hermiona uznała, że polubiła tych ludzi, mimo, że patrzyli na nią z obrzydzeniem. Miała to w dupie, zresztą jak zawsze. Szybko pożegnała się z Theodorem i zeszła po schodach, w mrok podziemi. W końcu znalazła drzwi z napisem :
Hermiona Granger
Pansy Parkinson
Lilian Leandien
Zrezygnowana weszła do ogromnej sypialni i na chwilę zdębiała. Ten pokój trafił w jej gust, tylko za dużo było tu srebra. Ona wolała czarny. W końcu wzruszyła ramionami, podeszła do łóżka w głębi sypialni i rozpakowała kufer zaklęciem. Zabezpieczyła wszystko by nikt nie tknął jej rzeczy, założyła bluzę z kapturem pod szatę i wyszła ze schowaną głową, mijając się ze swoimi współlokatorkami. Mimowolnie zajrzała do ich myśli by znaleźć słowa takie jak : szlama, dziwaczka, brudna mugolka. Nic sobie z tego nie robiąc wymknęła się z Pokoju Wspólnego i wyszła z lochów. Uważając by nikt jej nie złapał przemknęła przez korytarze, kierując się do Wieży Gryffindoru. Tak jak się spodziewała, przy wejściu stali bliźniacy Weasley i chichotali cicho, oglądając jakiś pergamin. Rzuciła na siebie Kameleona i podeszła trochę bliżej, by przyjrzeć się kartce. Była to Mapa Huncwotów, w całej okazałości, a z ich myśli wyczytała wszystkie potrzebne informacje. Zadowolona pokręciła się trochę po zamku i dobrze po północy wróciła do sypialni. Szybko umyła się w srebrnej łazience, przebrała w piżamę i zasłoniła kotary. Czekał ją długi dzień...
_________________________________________________________________________________
Kolejny rozdział. Nie za bardzo wiem co mi się stało, że tak szybko dodaję rozdziały ale już trudno. Przynajmniej na początku będzie tak szybko, bo potem, prawdopodobnie zaczną się przerwy jak na Mojej Wersji. W sumie to tyle, proszę pisać w razie czego.
Całuski
Kath<3
Super, super, super. Fajnie. Harry w S? Po prostu świetnie, że Harry jest w moim domu xd
OdpowiedzUsuńhttp://victoria-baker-gordon.blogspot.com/
łał, jaki zajebisty rozdział podoba mi sie ze dodałaś Teodora Nott'a wszystko jest fajnie opisane, jejku podoba mi sie jak nie wiem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Charlotte.
Rozdział świetny! Bardzo podoba mi się ta mroczna Hermiona i Harry w Domu Węża, zapowiada się bardzo ciekawie, więc czekam z niecierpliwością na koleją notkę! :) //Nnn
OdpowiedzUsuńWOW O_O hehe rozdział cudowny *-* Jak ja kocham to opowiadanie <3 Mroczna Miona w Slytherinie to coś nowego bo rzadko czytam takie opowiadanie, ale podoba mi się !!! Potter w Domu Węża to także nowość, ale jestem ciekawa co z nim będzie :D Malfoy jak zwykle zachowuje się tak malfoyowsko, ale za to go właśnie kocham... No i Theodor - w moim opowiadaniu to szuja, a u ciebie go uwielbiam hehe :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, caluję i czekam na więcej :D
Twoja Zuza (fanka numer jeden) :*
XoXoXo
Rozdział cudny. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że może dla CIEBIE są dodawane często. Bo moim zdaniem przerwy są ogroooomne... Ostrzegam, że w tym tempie możesz ukończyć historię za jakieś 7 lat, kiedy czytelniczki znudzą się HP, a zaczną czytać no nwm... Biblię? Tak czy inaczej myślę, że to twoja sprawa. Zresztą na pewno masz też życie prywatne i swoje sprawy. Mi osobiście nie przeszkadza tempo, ale na pewno są osoby, które tego nie lubią. Tak czy inaczej: bardzo podoba mi się twoje powiadanie, więc będę czekać na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że starasz się mnie zrozumieć, bo prawdę mówiąc dopiero zaczynam żyć. I nie martw się, mam zamiar skończyć to opowiadanie w czasie roku mniej więcej... I również cieszę się, że ci się podoba, bo jak zaczynałam to pisać, myślałam, że nikomu się nie spodoba inność tej historii...
UsuńCałuję
Kath<3
Nie, no. Oczywiście, że się podoba! Wspaniale piszesz! I jestem wdzięczna, że nie wzięłaś tego tak bardzo do siebie. Na prawdę nie chodziło mi o to, żeby cię urazić :) Jestem też pod wrażeniem, bo dopiero drugi rozdział, a ja już bardzo lubię tę historię! :D Pozdrawiam i życzę, żeby wena nie opuściła cię nigdy :)
UsuńRaczej ciężko mnie urazić, więc się nie martw :) I bardzo się cieszę, że cię wciągnęłam :) I mam nadzieję, że nigdy mnie nie opuści ale była sytuacja, że jeden rozdział w lutym, a następny w lipcu...
UsuńCałuję
Kath<3
Cuuuuudo! Miałaś genialny pomysł. Taki orginalny. Co prawda jest dużo histori o czystokrwistej Mionie, ale zwykle dowiaduje się ona w 16 urodziny, że jest córką Voldemorta. I wszystkie są takie idealne. Taka wersja podoba mi się dużo bardziej. ;)
OdpowiedzUsuń49 year-old Graphic Designer Fonz Laver, hailing from Lakefield enjoys watching movies like "Whisperers, The" and Scuba diving. Took a trip to Birthplace of Jesus: Church of the Nativity and the Pilgrimage Route and drives a Ferrari 275 GTB. indeks
OdpowiedzUsuń